niedziela, 27 kwietnia 2014

10. Krytykujący, hejtujący.

        Jest godzina 16:29 i wiecie co? Powinnam włączyć dev-kompilator i dalej pracować nad swoim Tetrisem. Zamiast tego biegam w prawo i lewo po internetach, czytając przepełnione ironią posty studentów nabijających się z piszących nastolatek (gimnazjum, sądząc po zamieszczanych tam cytatach).
Zastanawiam się.
Bo wiecie, wszystkie krytykowane teksty są faktycznie słabe, ale mam mieszane uczucia po przeczytaniu kilku postów.
Zniesmacza mnie sarkazm, bo choć sama często go używam, zdaję sobie sprawę, że to on stanowi źródło problemu. Taka kość niezgody między krytykującym i krytykowanym.
Ośmieszanie uatrakcyjnia teksty, bo dostarcza rozrywki czytającemu. To jak nauka poprzez zabawę, z tą różnicą, że czytelnicy i autor bawią się kosztem osób trzecich.
Z drugiej strony czasami ciężko się powstrzymać przed ironizowaniem, kiedy natrafi się na wybitny przejaw ludzkiej głupoty.

        A jednak, mimo wszystko, krytyka, zwłaszcza konstruktywna, to skarb.
 To znaczy ja tak uważam.

        Problem tkwi w tym, że...

krytyka czasami boli. Nawet prawie zawsze.
Nieważne czy piszesz, rysujesz, śpiewasz, czy plujesz na odległość. Zawsze znajdzie się ktoś, kto powie, że to co robisz, mógłbyś robić lepiej. A gdy wykorzysta przy tym ironię? Wtedy słuchanie czyjejś opinii może zrobić się...
Frustrujące.

        Trenujesz już siedem lat, trzy miesiące i jedenaście dni, a mimo to znów pojawił się ktoś, kto mówi, że jeszcze długa droga przed tobą, jeżeli chcesz coś osiągnąć w tej dziedzinie. Nazywa Cię żółtodziobem. Mówi, że popełniłeś wiele błędów, wylicza je, wskazuje palcem, ale przy tym sprawia, że publiczność się śmieje. Teoretycznie z Ciebie.
Jaka jest Twoja reakcja?
Istnieją dwie opcje. Dwie o których wiem.

        Pierwsza. (wersja smutna)

Przyjmujesz krytykę ze łzami w oczach i buntujesz się. "A co on tam wie, taki cwany, to niech pokaże jak to się robi." Czujesz, jak od emocji przyspieszyło Ci serce, głowa zaczęła pulsować, a wzrok kompletnie zawiódł. Przez chwilę myślisz nawet, że nie chcesz już żyć, bo jesteś kupką beznadziejnych, nikomu niepotrzebnych umiejętności, które nadają się tylko na śmietnik. Poddajesz się i całkowicie rezygnujesz z pracy nad sobą i swoim talentem, jednak wcześniej sklejasz kilka słów dla krytyka, uświadamiając go, jak bardzo Cię skrzywdził. W odpowiedzi dostajesz maila, którego autor pragnie pozdrowić Cię środkowym palcem i ma dla Ciebie radę: "Jeśli nie potrafisz przyjąć krytyki, nigdy nie dotrzesz na szczyt."
Ostatecznie siedem lat, trzy miesiące i jedenaście dni Twojego życia zostało zmarnowane, o czym nie zapomniałeś opowiedzieć wszystkim swoim przyjaciołom, którzy za wszelką cenę starają się Cię pocieszyć. W ich oczach ów krytyk jest niespełnionym, rozgoryczonym nieudacznikiem, który wyżywa się na innych. Te słowa dodają Ci otuchy, więc wracasz do swojego zajęcia, wciąż stojąc w miejscu.

        Druga. (wersja wyidealizowana)

Przyjmujesz krytykę na klatę. "Cholera, ale ze mnie palant, że też nie zauważyłem takich idiotycznych błędów bez czyjejś pomocy." Czujesz, że nagle, całkowicie niespodziewanie, zalewa Cię ochota do pracy nad sobą. W mgnieniu oka bierzesz się do roboty i od tej pory trenujesz dwa razy intensywniej, dostrzegając, że koleś miał rację. Łapiesz się na popełnianiu wytkniętych błędów, ale tylko przez pewien czas, bo w końcu udaje Ci się je wyeliminować. Satysfakcja z postępu każe Ci napisać do krytyka, w mailu dziękujesz za wszystko, chwaląc się postępem. Nie dostajesz odpowiedzi, ale nie przejmujesz się tym, myśląc, że najwidoczniej takie wiadomości to dla niego chleb powszedni.
        Rzeczywistość wygląda jednak tak, że osoba, która Cię skrytykowała, prawdopodobnie nie jest w stanie złożyć kilku sensownych słów, ponieważ doznała silnego wstrząsu na skutek szoku. Po raz pierwszy zdarzyło mu się otrzymać podziękowania za pracę włożoną w dokładne przeanalizowanie i opisanie Twoich błędów. Ponadto jest mu głupio, że tak strasznie po Tobie pojechał, uświadamia sobie, że mógł być nieco subtelniejszy. No trudno, było minęło, a Ty i tak jesteś zadowolony.
W gruncie rzeczy... wszyscy są zadowoleni.

        To czy przyjmiesz krytykę we właściwy sposób, zależy od...

...no właśnie, od czego?
Niektórzy twierdzą, że wszystko zależy od charakteru. Oczywiście, najłatwiej jest powiedzieć, że to przez charakter. "Jestem idiotą, bo takim się urodziłem". Hm... Jak dla mnie brzmi sensownie.
Tylko czy faktycznie nic nie da się z tym zrobić?
        Moim zdaniem wszystko zależy od tego, po co zgłaszamy swoją twórczość do krytyka. Jeśli chcemy poznać prawdziwą opinię człowieka, który zdaje się znać na rzeczy, to nie powinniśmy mieć większych problemów z przyjęciem nawet najmocniejszych kopniaków. Problem pojawia się wtedy, gdy oczekujemy samych pochwał, a nie dostajemy ani jednej. Czujecie to rozczarowanie i gorycz, prawda? Ja czuję to wyraźnie, wystarczy sięgnąć pamięcią do ostatniej sytuacji, w której zdarzyło mi się dostać ostry opieprz zamiast kilku miłych, nic nieznaczących słów pochwały.

        Oddałam do oceny wstęp, który napisałam z przekonaniem, że to będzie coś naprawdę dobrego. Powiem więcej, byłam prawie zakochana we własnym tekście, delektując się lekkością języka i stylizacją językową. Takie tam moje osobiste zachłyśnięcie się warsztatem, nad którym muszę spędzić jeszcze długie godziny, żeby cokolwiek z tego wyszło.
Jak już wspomniałam, mocno rozczarowałam się opinią, którą usłyszałam od swojego prywatnego krytyka. Później jednak wszystko zaczęło do mnie docierać i nawet jeżeli nie do końca zgadzałam się z oceną, stopniowo dostrzegałam coraz więcej prawdy w słowach, które z początku mogły wydawać się atakiem na moją osobę i twórczość.
Mogę powiedzieć o sobie, że zawsze miałam trudny charakter (porównywalny do betonowej ściany pod wszystkimi względami). Nie uprawnia mnie to jednak do rozłożenia rąk i powtarzania: "taka już jestem". Bo nie chodzi o to, że komuś to będzie przeszkadzało. Chodzi tylko o to, że sama siebie skreślę w ten sposób z listy osób z predyspozycjami do osiągnięcia w życiu czegokolwiek.

        Uwierzcie mi, czasami naprawdę warto spuścić uszy po sobie i pojąć, co osoba krytykująca chce nam przekazać. Nawet jeżeli przekaz przykryty jest grubą warstwą ironii.

        A teraz proszę mi wybaczyć, analiza matematyczna mnie oczekuje!