Z serii True Story Bro :
"-No to gdzie idziesz na studia?
-Studia? Ja zostanę piratem. Będę pływał po morzu z moimi kamratami i pił rum przez całe życie.
-Rum powiadasz?
-No rum, ewentualnie wódkę.
*
-No cześć, kamracie, już po rekrutacji?
-Owszem, siedzę właśnie we Wrocławiu, jutro idę na polibudę zanieść papiery."
Ale pan T. to i tak niegroźny przypadek.
W ostatnich dniach doszłam do bardzo ciekawego wniosku, dotyczącego całego mojego życia.
Jestem singielką z wyboru.
Nazwijmy go roboczo K.
Wspominam K, że odwiedziłam swoje nowe mieszkanie. Stwierdzam, że nadaje się do użytkowania. K zadaje pytanie : "To kiedy się wprowadzamy?", żartobliwie odpowiadam, żeby zaczął się pakować, bo to już w następną niedzielę. Padają słowa, od których robi mi się słabo : "Ale ja na poważnie". "Skończ najpierw studia" - mówię, starając się utrzymać rozmowę w tonie przyjacielskiego przekomarzania. "Skończę" - obiecuje. Zmieniam temat, prosząc Boga, żeby on już nigdy do tego nie wracał.
Dlaczego? Nie wiem, przecież kiedyś go kochałam. Albo przynajmniej tak mi się wydawało.
Face, Ty egoistko.
Miałam w swoim życiu parę lat ciągłego cierpienia z powodu samotności.
Każdy dzień zaczynałam i kończyłam z myślą o jakimś facecie, który był dla mnie nieosiągalny. Młoda i głupia ja.
Zaczęłam od K, przebrnęłam J, M, P i powróciłam do tegoż samego J. Taak, ciągle nazywam go swoją "jedyną miłością", wciąż na jego widok przyspiesza mi serce i mam problemy z oddychaniem. A może powinnam napisać o nim w czasie przeszłym? Nie mam pewności, czy jeszcze kiedyś uda mi się go zobaczyć. Po czterech latach tego uczucia, które robiło z nas psychopatów, każąc drżeć przy każdym wypowiedzianym "cześć", on znika z mojego życia.
Tym właśnie sposobem od paru tygodni samotność jest moim błogosławieństwem, a życie jak to życie, robi mi na złość, wpychając mi w ręce co raz to nowych facetów.
-Nie chcę, do cholery - mówię mu.
-A może jednak? Może to właśnie ten. - Ono nie daje za wygraną.
-Nie.
-Spróbuj.
-Chcę być SAMA. Jasne? - warczę, lekko poirytowana.
-Dobra, dobra, rozumiem - odpowiada mi.
Powiem wam coś. Życie nie nadaje się do dyskusji, bo w ogóle nie słucha. Ma gdzieś, co ja mówię, następnego dnia przychodzi i powtarza te same, wytarte, zużyte argumenty, które znam na pamięć.
K twierdzi, że nie ma większej głupoty, niż zadecydowanie o własnej samotności.
-Zwłaszcza w twoim przypadku - mówi mi po raz setny. On nie potrafi zrozumieć, że ja już wiem, jak chcę ułożyć sobie życie. Wiem, że nigdy nie będę miała stałego adresu zamieszkania, trzy miesiące w Walencji, pół roku w Manchesterze, miesiąc w Petersburgu, niecały rok w Montrealu.
-Jeśli to jest mój błąd, to życie nie dopuści do jego popełnienia. Samo wepchnie mi w ramiona "tego jedynego" - bronię się z myślą o J. Jeżeli życie zechce, żebym jednak kogoś miała, to połączy nasze drogi po raz kolejny, tym razem już na zawsze.
Jestem singielką z wyboru.
Nie jestem przeraźliwie brzydka, figurę mam w porządku. Inteligencja w normie, charakter znośny, choć czasem porządnie irytujący.
Szczerze mówiąc, wolałabym wmawiać sobie, że ktoś mnie chce, podczas gdy byłoby inaczej.
W moim przypadku tak byłoby o wiele łatwiej, bo ja nie umiem ranić.
A czasem po prostu muszę, bo chcę być sama.
W imię zasady : "Albo z tobą, albo wcale."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz