Z serii True Story Bro :
"-Czyli za dwa tygodnie w piątek, tak?
-Dzisiaj jest czwartek, więc właściwie to za tydzień.
-Ale dzisiaj jest wtorek, mamo.
-Jak wtorek? Przecież dzisiaj środa."
Trochę stare, ale ciągle miło mi się to wspomina.
Macie jakieś marzenia prawda?
Bo chyba nie jestem z tym sama, że przy pracy nie myślę o tym, co robię, ale o tym, co będę robiła, kiedy już "uda mi się...", jakkolwiek śmiesznie by to nie brzmiało.
Ja marzeń nie nazywam marzeniami.
Nazywam je planami na przyszłość.
Mój plan na przyszłość wywiera ogromny wpływ na to, o czym pisałam w poprzedniej notce. Mianowicie determinuje on moje pragnienie samotności.
Bez względu na to, jak śmiesznie w moim przypadku brzmią słowa "Chcę zostać pisarką", tak właśnie kształtuje się mój plan. Wydać pierwszą książkę i zarobić na wydanie kolejnej.
Marzenie pośrednie. Marzenie bezpośrednie brzmi "Jeździć po całym świecie i pisać książki".
Nie podróżnicze, nie myślcie sobie, że lubię zanudzać ludzi opisywaniem różnych krajów. Nie ośmieliłabym się odebrać roboty Cejrowskiemu albo Pawlikowskiej, zwłaszcza, że oboje darzę ogromną sympatią z pewnych względów.
Plan numer jeden : Trzy miesiące spędzone w Las Palmas. Umieszczę tam akcję powieści psychologicznej pt. "Mój chłopak jest gejem". Ten pomysł chodzi za mną już ponad rok, ale nadal uważam, że nie napiszę tego w granicach Polski.
Plan numer dwa : Pół roku w Manchesterze. Nie wiem po cholerę, nie wiem, co będę tam pisać. Wiem, że nieraz odwiedzę Etihad Stadium w tym czasie.
Plan numer trzy : Bliżej nieokreślony, pozostawiony pod znakiem zapytania z dopiskiem "Zobaczy się".
Brzmi trochę jak marzenia dziesięcioletniej dziewczynki, która nie ma bladego pojęcia na jakim świecie żyje i jakie możliwości daje jej kraj, otoczenie, ludzie itd.
Działam pod hasłem "Impossible is nothing" i skupiam się tylko na jednym.
Żeby nigdy nie zejść ze ścieżki, którą dzisiaj idę do celu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz