Odkrycie studenckie numer drugie :
W roku akademickim czas leci o wiele szybciej, niż podczas wakacji.
Szłam na studia z nadzieją, że pierwsze dwa semestry przebiegną błyskawicznie i nawet nie zauważę, kiedy uda mi się zaliczyć egzamin z fizyki. Dziś mam nadzieję, że pierwsze dwa semestry przebiegną błyskawicznie i nawet nie zauważę, kiedy uda mi się zaliczyć egzamin z matematyki dyskretnej.
Nienawidziłam fizy, jak większość polskich nastolatków. Czemu?
Bo u nas się tej fizyki rzadko kiedy naucza. Częściej robi się wszystko, żeby "wyrobić się z materiałem", niż żeby uczniowie cokolwiek zrozumieli.
W liceum miałam tróję z fizyki. Tylko dlatego, że nauczycielowi wisiało co umiemy, a na sprawdzianach strzelaliśmy w odpowiedzi z testów zamkniętych. Umiałam mniej niż za czasów gimnazjalnych - wzór na prędkość i przyspieszenie. A no i jeszcze potrafiłam zamienić metry na kilometry.
Czy jestem tumanem? Nie. Pisałam maturę rozszerzoną z matematyki i wcale nie narzekam na wynik, więc chyba nie jest ze mną tak źle.
Czy fizyka jest na tyle trudna, że jej podstawy wydają się być górą lodową przy kupce śniegu zwanej "matematyką rozszerzoną"? Nie.
Poszłam na studia i po raz pierwszy w życiu spotkałam kogoś, kto naprawdę chce nas tej fizyki nauczyć. I do cholery rozumiem wszystko, o czym mówimy na wykładach - mimo całek, którymi zawsze straszą nas rodzice przed wybraniem politechniki (i tak się składa, że całkować też dzięki temu człowiekowi już potrafię).
Co jest z tym krajem? I dlaczego tak ciężko tu o dobrego nauczyciela?
//Zakazany owoc smakuje najlepiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz