Z serii True Story Bro :
Rozmowa na Facebugu
JJ: Polubiłabyś dla mnie jedną stronę?
Fejs: Może, ale po cholerę?
JJ: No ale polubiłabyś? Prooszę.
Fejs: Za czekoladę.
Fejs: Done.
JJ: Dzięęęki!
*5 minut później*
JJ: Yeee, wygrałem obiad dla dwóch osób!
Fejs: wtf?
JJ: Byłem dwustetną osobą, która polajkowała stronę :D.
Dzięki za informację.
A z tą weną to jest tak, że nawet jeżeli ona gdzieś tam we mnie siedzi, to powoli zaczynam czuć spadek satysfakcji z własnej pracy.
Spaceruję po opowiadaniach blogowych i dostrzegam ludzi, którzy mają potężny zasób słownictwa, piszą barwne opisy i wprowadzają do swoich historii pełnowymiarowe postacie.
Mój język jest prosty (na co generalnie nie narzekam, bo go lubię), ale wciąż brakuje mu tego czegoś. Tak mi się wydaje.
Problem powstaje, kiedy zaczynam myśleć o tym, że może jednak pisanie nie jest dla mnie.
Przecież wiem, że jest, masa ludzi powtarza mi, że POWINNAM iść w tym kierunku, a ja ślepo w to wierzę, bo również czuję, że jakiś tam potencjał we mnie drzemie.
Jak więc pozbyć się lęku przed ludźmi, których twórczość doprowadza moją szczękę do spotkania trzeciego stopnia z podłogą?
Nie wiem.
A tak w ogóle to przeprowadziłam się już do nowego mieszkania, a od jutra zaczynamy wykłady. Przez pokój da się przejść (to nic, że trzeba do tego przesunąć fotel, który aktualnie zajmuje powierzchnię, która umożliwiała przedostanie się od drzwi do okna), zlew W KOŃCU przestał przeciekać, rura nad umywalką CHYBA jest już naprawiona, czajnik NADAL przecieka, a ciepłą wodę mają odpalić DZIŚ O PÓŁNOCY albo JUTRO O SZÓSTEJ RANO.
Życie na stancji to pasmo niekończących się niespodzianek, oraz wyzwań, które namawiają człowieka do wyskoczenia z okna na trzecim piętrze.
Ale nie poddajemy się, idziemy do przodu z nadzieją, że te dziewięć miesięcy przebiegnie nam truchtem koło nosa.
Fantastycznie jest wyjść na ulicę i mijać grupy studentów wbijających spojrzenia prosto w moje oczy.